piątek, 28 sierpnia 2015

Salmex: W drodze do światła [4]

Proszę o komentarze
~Twyla
_______________________
Rozdział 4

- Jak sądzisz, Abby? Myślę, że Geromy jest bardzo miły… A poza tym, skoro jest na tej planecie tak długo, może chciałby wreszcie stąd odlecieć? - pomyślała głośno Yvonne
- Też tak uważam. Ale co się wtedy stanie z Elizabeth?
- No właśnie. Poza tym, on pojawił się tak nagle i jakoś nie za bardzo mu ufam. - skrzywił się Martin
- Gdyby był nie w porządku, na pewno by nas nie uratował. Zapomniałeś już?
- A co, jeśli za bardzo się do niego przyzwyczaimy? Przecież on wkrótce umrze. To kolejny powód, dlaczego się nie zgadzam.

Starali się, by cała rozmowa odbywała się bez udziału rodzeństwa, ale okazało się, że cały czas Elizabeth stała za nimi i słuchała. W końcu nie wytrzymała i musiała się wtrącić:
- Wszystko mu powiem!
Słysząc te słowa, w Martinie obudziła się wściekłość.
- Ty nas podsłuchiwałaś i jeszcze chcesz na nas naskarżyć?! - oburzył się - To naprawdę zachowanie godne dzięsięcioletniego dziecka. - dodał z sarkazmem

Elizabeth popatrzyła na niego przez chwilę. Czuła, że już nie wytrzyma. Wybuchnęła płaczem. Jego wypowiedź bardzo ją rozdrażniła. Wpadła na pewien pomysł.
- Powiem mu też, że mnie uderzyłeś! - mówiła przez łzy - A mój brat zawsze mi wierzy!
- Przecież to kłamstwo! My sobie spokojnie rozmawiamy, a ty stoisz obok i podsłuchujesz! To niesprawiedliwe. Jesteśmy dorośli i powinniśmy mieć prawo do prywatności.
- Tylko nie próbuj nas szantażować! - spojrzała na dziewczynkę groźnym wzrokiem Abby.
Yvonne nie odzywała się, tylko wpatrywała się w pokrzykujących przyjaciół.

- NIC NIE WYGADAM! - wrzasnęła w końcu Elizabeth.
Trochę im ulżyło. Nie chcieli rozgniewać Geromy’ego, tym bardziej, że ocalił im życie.

- Pod warunkiem… - zaczęła znowu i Yvonne zrobiła się blada jak ściana - ...że przyniesiecie mi zwierzątko.
- Jakie niby zwierzątko?! - znów zaczynał się denerwować Martin.
- Spokojnie… -  Yvi starała się załagodzić sytuację - Możesz nam wytłumaczyć, po co chcesz zwierzątko?
- Nudzi mi się. Codziennie. Nigdy nie mam się z kim bawić, bo Geromy idzie po jedzenie na wieczór. Nikt się mną nie zajmuje. Czasem myślę sobie, że nikt mnie nie kocha. Dlaczego rodzice mnie zostawili? Geromy mówił, że jest tu bardzo długo, a gdy ja się urodziłam, rodzice przysłali mnie tutaj. Czemu nie polecieli ze mną? Chciałabym przeczytać ich pamiętnik. Szkoda, że nie umiem… Geromy nie pozwala mi go dotykać. Tak bardzo chcę choć przez chwilę ich zobaczyć...
- Przykro mi… - powiedziała Yvonne i widząc płaczącą dziewczynkę, bez wahania ją przytuliła. Po chwili Elizabeth jeszcze mocniej objęła dziewczynę i obydwie poczuły, że mogą sobie ufać. Miały wrażenie, że są siostrami. Yvonne było naprawdę żal i wiedziała, co Elizabeth czuje. Wiedziała to, ponieważ ona sama nie pamiętała swoich rodziców. Dlaczego pamiętała tylko ich uśmiechnięte twarze, a nie to, jak mają na imię? Ciotka nigdy nie chciała z nią o tym rozmawiać. Została więc tylko pustka przeplatana zamglonymi wspomnieniami.

- Dobrze… Znajdziemy ci zwierzątko.
Gdy Yvonne to powiedziała, Abby i Martin bardzo się zdziwili.
- Zwariowałaś?! Musimy już wracać na pokład! - zwrócił jej uwagę Martin
- Yvi, nie daj się zmanipulować małemu dziecku!
- Jestem już duża! - oburzyła się dziewczynka.
- Naprawdę chcecie doprowadzić Elizabeth do płaczu?! - zapytała Yvonne, próbując wzbudzić w nich poczucie winy.
- Bardzo cię lubię, Yvonne. Tylko ty się o mnie troszczysz.
- Dlatego mam zamiar ci pomóc. - postanowiła - A jeśli wy nie chcecie poszukać ze mną jakiegoś zwierzaka dla małej, to poradzę sobie sama.
- Po prostu nie mamy czasu! Jesteśmy tutaj tylko dlatego, żeby zdobyć jedzenie… - przypomniał Martin.

-Idziemy po zwierzątko. - zaparła się Yvi

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Abby i Martina, wyszła z domu ciągnąc Elizabeth za sobą.
- Wiem, gdzie możemy je znaleźć. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Czy rośnie w pobliżu jakiś szpinak?
- Tak, za tamtym jeziorem.
Spojrzały przed siebie. Jezioro to było bardzo piękne. Żaby kumkały, ptaki śpiewały i kropił wiosenny deszcz. Liście wierzb delikatnie kołysały się na wietrze.
- Będzie szybciej, jeśli pójdziemy leśną ścieżką biegnącą wzdłuż jeziora. -zauważyła Yvonne.
- Nie wolno! - wrzasnęła z przerażenia Elizabeth.
- Dlaczego?
Mała dziewczynka podwinęła rękaw swojej sukienki i pokazała Yvi głęboką ranę.
- Zrobił mi to tygrys, który mieszka w tym lesie. A ja chciałam się z nim tylko zaprzyjaźnić… - posmutniała.
- Och, może lepiej popłyniemy na drugi brzeg. Przynieś linę, a ja zbiorę wytrzymałe patyki. Zbudujemy tratwę.
Elizabeth pobiegła do swojego drewnianego domu. Wróciła bardzo szybko.

- Dobra, mamy patyki, mamy też linę. Budujmy!
Konstruowanie tratwy zajęło im bardzo dużo czasu, bo Yvonne nie znała się na tworzeniu tego typu rzeczy. Nie można było też tego wymagać od dziesięcioletniego dziecka. Po godzinie pracy udało im się wyruszyć.

- Usiądź wygodnie i nie wychylaj się. - ostrzegała Yvonne wsiadając na tratwę.
Płynęły powoli. Coś ruszającego się szybko pod wodą uderzyło w konstrukcję i patyki zaczynały się łamać.
-Boję się. -jęknęła Elizabeth.

Sytuacja znacznie się pogorszyła. Nagle coś wciągnęło dziewczyny pod wodę.

***
- Zaczynam się martwić. - powiedziała Abby
-Chciała, to ma! Teraz będzie się włóczyć po obcej planecie, a my nie możemy odlecieć bez niej. - denerwował się Martin.
Rozległ się dźwięk skrzypiących drzwi i w pokoju ukazał się Geromy.
- Gdzieś ty był?! - wrzasnął Martin.
- Przyszedłem po pomoc! - wyjaśnił Geromy - Słyszałem jęki dochodzące z pobliża jeziora, które nie należy do najbezpieczniejszych. Może ktoś się topi? Pomóżcie mi!

Abby natychmiast ruszyła do drzwi. Martin po chwili namysłu do niej dołączył. Cała trójka pobiegła na pomoc. Nie wiedzieli, że w opałach znalazły się ich przyjaciółka i mała Elizabeth.

Szli bardzo szybko. Gdy dotarli na miejsce, bardzo się przerazili. Na jeziorze pływały patyki i na myśl nasuwało im się tylko jedno - komuś zepsuła się tratwa i muszą mu pomóc.

- Mam wspaniałe cacuszko… - powiedział Martin, po czym wyciągnął z dość pojemnej kieszeni nowoczesny zestaw do nurkowania.
-Ty chyba zwariowałeś. Jak można nosić okulary do nurkowania w kieszeni? - oburzyła się Abby
- Jak ktoś ma hobby, to trzeba je pielęgnować przy każdej okazji.
Geromy wyrwał z ręki Martinowi sprzęt, założył go na siebie i wskoczył do wody.

- EJ!
Martin poczuł ogromną złość. To on chciał zostać bohaterem, ale jak dotąd to Geromy był ,,tym lepszym’’. Miał charyzmę, zdobył przyjaciółki i jest bardzo bliski do zawarcia związku z Yvonne. A to przecież Martin chciał to osiągnąć!
- Takie życie! - złośliwie zaśmiała się Abby.
Geromy nurkował coraz głębiej. Nie specjalizował się w nurkowaniu, więc szło mu to bardzo opornie. Uderzył ręką o ostrą skałę i uzyskał nową ranę do swojej licznej kolekcji.
Nagle zauważył znajome im twarze. To przecież jego kochana siostra i Yvonne! Przyśpieszył tempo. Wierzył, że warto poświęcić się dla osób, które się kocha.
Trzymał je mocno za ręce, co kosztowało go wiele wysiłku. W końcu wynurzył się. Położył dziewczyny bardzo delikatnie na trawie, zdjął z siebie okulary i machnął ręką do Abby i Martina.
Zaczął robić sztuczne oddychanie Elizabeth, a Martin Yvonne. Widać, że nie miał nic przeciwko temu.
Dziewczynka otworzyła powoli oczy i wypluła wodę z buzi. Kaszlnęła kilka razy, po czym wzięła głęboki oddech.
Yvonne po pewnym czasie też oprzytomniała.
- Mój ty bohaterze! - zawołała do Martina.
- Lepiej podziękuj Geromy’emu. To on wyciągnął ciebie i Elizabeth z jeziora. - powiedziała Abby
Yvonne uśmiechnęła się, po czym obięła mocno swojego wybawcę.

Martin poczerwieniał ze złości. Tupnął nogą i odszedł w stronę drewnianego domku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz